Zdetronizowani – najgorsze obrony tytułu w WRC
Obecny sezon WRC jest wyjątkowo wymagający dla Thierry’ego Neuvilla. Obrońca tytułu wciąż nie wygrał w tym roku ani jednej rundy, dwóch nie ukończył i jest dopiero na 5 miejscu. Czy byli zawodnicy, którzy równie kiepsko radzili sobie w roli urzędujących mistrzów świata? Przekonajmy się.
Stig Blomqvist – 1985

Powiedzmy sobie uczciwie, sezon po zdobyciu mistrzostwa, nie był dla Szweda żadną porażką. Zajął przecież drugie miejsce w klasyfikacji punktowej. Jednak spadek formy, w porównaniu do 1984 roku, był aż nadto widoczny.
W swojej mistrzowskiej kampanii Blomqvist wyrównał rekord WRC, wygrywając 5 rund podczas jednego sezonu. Natomiast w 1985 roku, Szwed, został pierwszym kierowcą w historii, który jako mistrz świata nie wygrał żadnej rajdu.
Różnica tempa między nim, a Timo Salonenem była porażająca. Panowie spotkali się na oesach tamtego sezonu aż ośmiokrotnie i tylko w swojej rodzimej Szwecji, Stig był w stanie finiszować przed Finem. Salonen powtórzył jego osiągnięcie, wygrywając pięć rajdów w 1985 roku.
Tamta rywalizacja była też symbolem przemijania legendarnego Audi Quattro. Niemcy byli pionierami napędu na cztery koła, w rajdach, ale to właśnie Jean Todt z ekipą Peugeot, doprowadzili tę technologię do perfekcji. Egzemplarze 205 Turbo 16 wygrały aż siedem rajdów w sezonie, przy zaledwie jednym zwycięstwie Audi.
Dlatego można stwierdzić, że Stig Blomqvist i tak wycisnął z tamtej kampanii praktycznie wszystko co mógł. W obronie tytułu oczywiście nie pomogły wycofania w Argentynie i na Safari, ale również bez nich, Szwed nie miał szans dogonić Salonena.
Marcus Grönholm – 2001

Do dzisiaj nie udało się ustalić, kim był człowiek podający się za Marcusa Grönholma, w pierwszej połowie sezonu 2001. Choć wyglądał i brzmiał identycznie, to zdradzały go wyniki. Spośród 14 rund mistrzostw, Peugeot 206 WRC z numerem 1, dotarł do mety tylko w sześciu rajdach.
Już tak na poważnie, na konto błędów Fina w 2001 roku można zapisać właściwie tylko trzy z tych wycofań. Reszta to efekt absurdalnego wręcz pecha. W pierwszych dwóch rundach sezonu, Mistrz Świata przejechał łącznie tylko 4 odcinki. Później dopadały go: awaria pompy wody (Monte-Carlo) i awaria silnika (Szwecja).
Trzecie miejsce w Portugalii dawało Grönholmowi nadzieję, że najgorsze już za nim. Jednak aż do 26 sierpnia, była to jedyna zdobycz punktowa Marcusa. Wtedy wygrał rajd Finlandii. W pięciu rajdach pomiędzy Portugalią, a domowymi oesami, rajdówka mistrza świata wydawała się być przeklęta. Psuło się w niej właściwie wszystko: od silnika, przez sprzęgło, po zawieszenie.
Na szczęście dla Fina, pech dotykał także rywali. Dlatego po zwycięstwie przed własnymi kibicami i piątym miejscu w Nowej Zelandii, Grönholm miał jeszcze matematyczne szanse na mistrzostwo. Te jednak… szybko przepadły. Podczas Rajdu Korsyki uderzył w słup telefoniczny i stało się jasne, że na kolejny tytuł, będzie musiał poczekać do 2002 roku.
Końcówka sezonu i tak była dla Marcusa udana. Był najszybszy zarówno w Rajdzie Australii, jak i w Rajdzie Wielkiej Brytanii, dwa tygodnie później. Trzy zwycięstwa w drugiej połowie roku pozwoliły mu wyratować beznadziejny sezon i zakończyć go na czwartym miejscu w generalce. Kolejna kampania była już dla Fina dużo bardziej udana – wygrał pięć rajdów i po raz drugi w karierze został Mistrzem Świata.
Richard Burns – 2002

Niewiele lepiej z obroną tytułu poradził sobie kierowca, który zabrał go Grönholmowi. Anglik skomplikował swoją sytuację, zanim jeszcze został mistrzem świata. Podpisał kontrakt z Peugeot, w takim momencie sezonu 2001, w którym chyba nawet on sam nie wierzył w swój końcowy sukces.
Rajdy bywają jednak przewrotne i to właśnie Burns sięgnął po mistrzowską koronę. Przystępował do jej obrony w 206 WRC, które (jak się później okazało) kompletnie nie odpowiadało jego stylowi jazdy.
Problemy nie kończyły się jednak na rajdówce. Choć Richard przychodził do zespołu jako urzędujący mistrz świata, to Grönholm wciąż miał status kierowcy numer 1. I to właśnie ta nierównowaga sił powodowała tarcia i napiętą atmosferze w zespole.
Mimo trudności, szanse Burnsa w początkowej fazie sezonu wcale nie wyglądały źle. Anglik kontynuował to, co dało mu tytuł w 2001 roku – równą i bezpieczną jazdę. W pierwszych pięciu rundach, Richard trzykrotnie stanął na podium i zajmował trzecie miejsce w generalce.
Jednak dokładnie w tym momencie, jego sezon zaczął się sypać. Burns był najszybszy w Argentynie, ale został zdyskwalifikowany po zakończeniu rajdu. Później odpadł z rywalizacji w Grecji i w Kenii, zaliczając serię trzech rund, bez żadnej zdobyczy punktowej.
Gdy wydawało się, że jego sezon wraca na właściwie tory, po podiach w Finlandii i Niemczech, Burns znowu się potknął. Mając ponad 40-sekundowe prowadzenie w Rajdzie Nowej Zelandii, wyjechał za szeroko w jednym z zakrętów i dachował. Tym samym, stracił matematyczne szanse na obronę tytułu w WRC.
Co gorsza w końcówce sezonu zaliczył kolejnego „hattricka” nieukończonych rajdów. Opadał z rywalizacji także w Australii i Wielkiej Brytanii. W efekcie powtórzył niechlubne osiągnięcie Stiga Blomqvista, nie odnosząc żadnego zwycięstwa w WRC, jako urzędujący mistrz świata.
Thierry Neuville – 2025

Tym sposobem wracamy do punktu wyjścia. O ile w zeszłym sezonie wszystko układało się po myśli Neuvilla, tak w 2025 roku, wszystko co może pójść nie tak, idzie nie tak. Belg wciąż nie wygrał jeszcze rajdu i znajduje się dopiero na piątej pozycji w generalce.
Dramat rozpoczął się już podczas Rajdu Monte-Carlo, gdy Thierry dwukrotnie wypadł z drogi na tym samym zakręcie. To, co wtedy wydawało się być wypadkiem przy pracy, okazało się być zwiastunem całego sezonu Neuvilla.
W obronie tytułu nie pomagała mu także rajdówka. Hyundai, mimo poprawek, kompletnie stracił tempo na asfalcie, na co świetnym dowodem był Rajd Wysp Kanaryjskich. Tam mistrz WRC był w stanie wymęczyć zaledwie 7 miejsce w generalce.
Jednak nawet w rajdach, w których wydawało się, że to Hyundai ma mocniejsze karty w talii, Neuville marnował swoje okazje. W Portugalii uderzył w skarpę już na drugim odcinku specjalnym i spadł poza pierwszą piątkę. Na Sardynii wyszedł na prowadzenie i… od razu uderzył w murek, urywając koło.
Choć wtedy do końca sezonu było jeszcze daleko, coraz jaśniejszym stawało się, że drugi tytuł odpływa Belgowi. Do podobnych wniosków zaczął po czasie dochodzić sam zainteresowany. Cztery przebite opony na Akropolu, a potem kapeć w Finlandii (gdy jechał na drugiej pozycji) zdawały się udowadniać Neuvillowi, że los jest przeciwko niemu.
Dlatego w ostatnich rajdach, próżno było szukać w jego oczach determinacji i głodu, które napędzały go w poprzednich sezonach. Matematyczne szanse na obronę tytułu, stracił dopiero w zeszły weekend, rozbijając się o barierkę w Rajdzie Europy Centralnej. Rzecz jednak w tym, że to mistrzostwo zostało przegrane dużo wcześniej. Nie na oesie, a gdzieś w głowie Thierry’ego Neuvilla.
Belg ma jeszcze dwie rundy na to, aby nie dołączyć do Stiga Blomqvista i Richarda Burnsa. Ponadto, jeśli nie wygra ani w Japonii, ani w Arabii Saudyjskiej, będzie to jego pierwszy sezon bez zwycięstwa od 2015 roku. Czy faktycznie do tego dojdzie? Czy Thierry Neuville pokaże w końcu swoje możliwości? Przekonamy się niebawem.