Oes w piekle – historia rajdów na Nürburgring
Ostatnio pojawiły się bardzo ciekawe doniesienia o tym, że po 8-letniej przerwie, Rajd Niemiec miałby powrócić do WRC. Baza miałaby znajdować się jednak nie w Trewirze, jak w 2019 roku, a na kultowym torze Nürburgring-Nordschleife. Choć w rajdowym środowisku opinie na temat tego pomysłu są podzielone, to warto pamiętać, że rajdówki w „zielonym piekle” nie są wcale nowym pomysłem. Oto historia rajdów na słynnym niemieckim torze.
Olimpijski odcinek

Ktokolwiek kto zawitał kiedyś na północną pętlę toru Nürburgring, zwaną Nordschleife, wie, że sama w sobie bardziej przypomina odcinek specjalny, niż tor wyścigowy. Szczególnie prawdziwe, było to na początku lat 70., gdy w wielu miejscach toru brakowało tarek i barier.
Dlatego nic dziwnego, że stosunkowo szybko padł pomysł, by na „zielone piekło” wpuścić załogi rajdowe. Stało się to w 1972 roku, podczas Olympia Rallye – rajdu zorganizowanego z okazji Igrzysk Olimpijskich, odbywających się wtedy w Monachium.
Skala tamtej imprezy do dzisiaj budzi respekt. Na starcie stanęło ponad 300 załóg, a trasa licząca 637 kilometrów, biegła od Kilonii po Monachium. Jednym z 63 odcinków specjalnych była właśnie próba na Nürburgringu. Załogi przejeżdżały po trzy okrążenia toru, więc oes miał około 68 kilometrów.
Najlepszy czas wykręcili Albert van Langen i Hans-Martin Oldenbürger, przejeżdżając trzy okrążenia swoim Oplem Commodore w 35 minut i 8 sekund. Daje to średni czas okrążenia na poziomie 11 minut i 42 sekund – czyli około 4 minuty wolniej, niż wynosił ówczesny rekord toru.
Choć ten wynik nie robi dzisiaj wrażenia, to warto pamiętać, że w Olimpia Rallye tylko na niektórych odcinkach jechano po najszybszy czas. Inne oesy były próbami na regularność, lub próbami hamowania. Dlatego widok ówczesnych samochodów rajdowych pędzących po torze, i tak robił wielkie wrażenie.
Grupa B na Nordschleife

Brzmi to jak mokry sen każdego fana motorsportu, albo ciekawe wyzwanie w grze wyścigowej. Miało jednak miejsce w rzeczywistości (choć tylko przez trzy sezony) i było tak szalone, jak moglibyście się spodziewać.
Olimpia Rallye był wielkim sukcesem, dlatego gdy 10 lat później swoją pierwszą edycję rozpoczynał Rajd Niemiec, Nürburgring ponownie znalazł się w harmonogramie. Rok później, po raz pierwszy w historii, do „zielonego piekła” wjechały rajdówki Grupy B.
Tym razem załogi miały do pokonania dwa okrążenia Nordschleife, co przekładało się na odcinek o długości 42km. Niestety czasy oesów z tamtej edycji rajdów, nie zachowały się do dnia dzisiejszego. W całym rajdzie najszybszy okazał się ówczesny Mistrz Świata – Walter Rohrl, w swojej Lancii 037.
Dużo lepsze pojęcia o tempie rajdowych potworów, mamy dzięki edycji z 1984 roku. Wtedy Harald Demuth i Willy Lux w Audi Quattro, przejechali 73 kilometry na Nurburgringu (prawdopodobnie były to trzy okrążenia), w czasie 35 minut i 19 sekund. Wiedząc, że osiągnęli średnią prędkość 124.9km/h, możemy wyliczyć, że jedno okrążenie toru pokonywali, w około 10 minut. To niezbyt duża różnica w porównaniu do 1972 roku. Warto jednak pamiętać, że przez 10 lat, Nürburgring otrzymał wiele modyfikacji, na przykład, krótszy tor Südschleife.
Po 1984 roku odcinek wypadł z harmonogramu Rajdu Niemiec. Zadecydowały o tym kwestie bezpieczeństwa, a przede wszystkim przeniesienie bazy zawodów do oddalonego o 140km od toru, St. Wendel. Na szczęście nie było to długie rozstanie.
Dramat „Hołka”

Po siedmiu latach przerwy, kibice znowu mogli podziwiać rajdówki mknące po Nordschleife. W 1991 roku tor wrócił do harmonogramu, ale w zmienionej formie. Załogi nie przejeżdżały już pełnej nitki. Start ustawiony był przed zakrętem Aremberg, a na samym początku prostej Dottinger Hohe, zawodnicy zjeżdżali z toru, na leśne drogi, którymi jechali do mety.
Z czasem również ten format uległ modyfikacji. W 1997 roku, start przeniesiono w okolice Hatzenbach – pierwszego zakrętu Nordschleife. Meta natomiast mieściła się na końcu Dottinger Hohe. Do tego, w 1993 roku w harmonogramie znalazł się też oes „Nurburg” biegnący po nitce toru GP.
Nawet w tej skróconej wersji, „Zielone Piekło” godne było swojej reputacji. W 1996 roku przekonali się o tym Krzysztof Hołowczyc i Maciej Wisławski. Podczas odcinka na Nordschleife, ich Toyota Celica stanęła w płomieniach, zaledwie 100 metrów od linii mety. Choć rajdówką doszczętnie spłonęła to „Hołek” i „Wiślak”, na szczęście w porę wysiedli z kokpitu.
Era WRC

Nürburgring stał się pewnym punktem programu Rajdu Niemiec w latach 90. Dzięki miejscu imprezy w kalendarzu ERC, w 1998 roku po raz na kultowej nitce pojawiły się auta klasy WRC. Z tamtej edycji, kibicom w pamięć zapadła szczególnie Toyota Corolla WRC Matthiasa Kahle, który wygrał rywalizację.
Jednak na obu Nordschleife najszybszi okazali się Uwe Nittel i Christina Thorner w Mitsubishi Lancer EVO V. W obu przypadkach, pętlę toru (aczkolwiek nieco skróconą) pokonali w 7 minut i 40 sekund.
W 2000 roku Rajd Niemiec po raz ostatni zawitał na Nürburgring. Baza rajdu przeniosła się wtedy z Adenau do Trewiru i choć w pierwszej edycji „Zielone Piekło” zachowało swoje miejsce w harmonogramie, tak szybko stało się jasne, że wycieczki na tor będą dla rajdu problematyczne.
Baza rajdu znajdowała się 88 kilometrów od Nordschleife. I choć nie była to odległość nieakceptowalna, to warto pamiętać, że priorytetem Rajdu Niemiec było miejsce w Mistrzostwach Świata. FIA szukała przede wszystkim kompaktowych rajdów, z krótkimi dojazdówkami, a w tej roli dużo lepiej sprawdzały się odcinki w Dolinie Mozeli.
Dlatego, gdy w 2002 roku niemiecka impreza znalazła się w kalendarzu WRC, Nürburgring nie był już częścią harmonogramu. Dlatego najlepsze załogi rajdowe, nigdy nie miały okazji spróbować swoich sił na słynnym torze. Przynajmniej, jak na razie…
Co dalej?

Wbrew pozorom, rajdy na Nürburgringu wcale nie umarły po 2000 roku. Od 1986 roku, z toru korzysta Rajd Köln-Ahrweiler. Z kolei od 2022 roku, zawody mają tam swoją bazę. Choć nie jest to runda żadnych znaczących mistrzostw, to impreza cieszy się sporą popularnością. Co roku, na rampie startowej staje około 90 załóg, głównie w autach historycznych.
Odcinki biegną po nitce toru, ale przede wszystkim po okolicznych wiejskich i leśnych drogach. Oprócz Nordschleife wykorzystywana jest też krótka pętla GP. Choć jest to impreza lokalna, to jest najlepszym przykładem tego, jak może wyglądać ewentualny Rajd Niemiec w 2027 roku.
Bo mimo, że taki pomysł wywołał sprzeciw, chociażby Richarda Millenera, to warto pamiętać, że rajdówki na torach wyścigowych nie są wcale wymysłem nowoczesności. Monza, Silverstone, Donington Park, Spa-Francorchamps, Zandvoort – to tylko niektóre nitki, goszczące odcinki specjalne rajdów.
Czy ten zwyczaj powróci do WRC, wraz z Nürburgringiem? Niebawem się przekonamy.