Gdy Sebastien Loeb zdobył tytuł siedząc w domu
Równo 19 lat temu, 29 października 2006 roku, Sebastien Loeb został rajdowym mistrzem świata, po raz trzeci z rzędu. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że Francuz zapewnił sobie tytuł… siedząc na fotelu u teściów. Oto jak doszło do najbardziej kuriozalnego i antyklimatycznego finału w WRC.
Niebieska Xsara

Sezon 2006 był sporym szokiem dla fanów WRC. I to raczej negatywnym, bo z mistrzostw świata wycofały się: Skoda, Peugeot i Mitsubishi. Do tego grona trzeba było doliczyć jeszcze Citroena, który zrobił sobie rok przerwy, chcąc skupić się na przygotowywaniu nowego C4 WRC.
Francuskiego zespołu fabrycznego zabrakło jednak tylko teoretycznie. Większość inżynierów, obie Xsary WRC, a także Sebastien Loeb – zostali przekazani i pomalowani w niebieskie barwy zespołu Kronos Racing.
Po pierwszych dwóch rundach można było mieć wątpliwości czy mistrz świata poradzi sobie w bardziej „spartańskich” warunkach. Zarówno w Monte-Carlo, jak i w Szwecji musiał uznać wyższość Marcusa Gronholma.
Jednak od marca było już „po staremu”. Loeb wygrał 8 z 10 kolejnych rajdów, wyrównując rekord 26 zwycięstw w WRC, należący ówcześnie do Carlosa Sainza. W generalce wypracował sobie 34 punkty przewagi nad Gronholmem i wydawało się, że tylko trzęsienie ziemi może powstrzymać Seba, przed zdobyciem kolejnego tytułu.
Trzęsienie ziemi

Te jednak nadeszło. 26 września. Dzień po powrocie ze zwycięskiego Rajdu Cypru, Loeb wybrał się na przejażdżkę swoim motocyklem enduro. Już po paru zakrętach poślizgnął się na kamieniu i z impetem upadł na ziemię. Diagnoza – złamana i zmiażdżona kość ramienna.
Zawstydzony Sebastien wcisnął kit szefowi Citroena – Guyowi Frequlin, że wypadek miał miejsce na rowerze górskim, a nie motocyklu. Taka wersja wydarzeń funkcjonowała też przez jakiś czas w mediach. Tak czy inaczej, starty Loeba w sezonie 2006 dobiegły końca.
Dla Marcusa Gronholma, drzwi do trzeciego tytułu mistrza świata, stanęły otworem. W czterech ostatnich rajdach sezonu, Fin musiał odnieść przynajmniej trzy zwycięstwa i raz być trzeci. Nie brzmiało to jak łatwe zadanie, ale bez Loeba, było zdecydowanie możliwe do wykonania.
Jak trwoga, to do… Colina

Na początku października, rywalizacja w WRC przeniosła się do Turcji. Citroen, w zastępstwie za kontuzjowanego Loeba, ściągnął z emerytury Colina McRae i Nicky’ego Grista. Był to jednak powrót tak udany, jak Michaela Jordana do Washington Wizards.
Brytyjski duet od prawie roku nie przejechał poważnego rajdu i niestety w Turcji było to widoczne. Po dwóch etapach zajmowali siódme miejsce w klasyfikacji generalnej, z czterominutową stratą do Gronholma. Trzeciego dnia rywalizacji nie ukończyli – na ostatnim oesie wyeliminowała ich awaria Xsary.
Marcus odniósł więc bardzo przekonujące zwycięstwo. Właściwie jedynym zawodnikiem, który mógł nawiązać do jego tempa, był jego kolega z zespołu, Mikko Hirvonen. Ten dostał jednak polecenie od Forda, by nie przeszkadzać Gronholmowi.
Choć do odrobienia wciąż były 24 punkty, to tytuł dla Fina wydawał się coraz bardziej prawdopodobny. Tymczasem Loeb miał na głowie dużo poważniejsze zmartwienia. Po operacji okazało się, że uszkodzony jest także nerw pachowy. Francuzowi groziła całkowita utrata władzy w ręce. Pogrążony w czarnych myślach, musiał wrócić do szpitala na intensywną rehabilitację.
Kamień Gronholma

Tymczasem Marcus Gronholm, wraz z resztą stawki WRC, przebywał w Perth, przygotowując się do startu Rajdu Australii. Rywalizacja zaczęła się dla niego w wymarzony sposób. Wygrał dwa pierwsze przejazdy superoesu i na piątkowe odcinki wyruszył z pozycji lidera.
Jednak na jednym z zakrętów pierwszego porannego oesu, czekał kolejny zwrot akcji. Podczas pokonywania prawego łuku, Focus WRC Fina zahaczył o kamień, wypadł z drogi i wylądował na dachu. Choć Gronholm dał radę postawić rajdówkę z powrotem na cztery koła, to do tego momentu stracił prawie jedenaście minut.
Dobre wieści dotarły do, leżącego na oddziale ortopedycznym, Loeba. Seb zdobył weekendową przepustkę ze szpitala i pojechał do domu swoich teściów. Tam spędził noc z soboty na niedzielę, wpatrzony w ekran komputera, na którym pojawiały się czasy kolejnych odcinków. W czasach sprzed Rally.tv, był to jedyny sposób, w jaki Loeb mógł śledzić rywalizację na Antypodach.
Tam, Gronholm rzucił się oczywiście do desperackiego ataku. Wygrał osiem odcinków specjalnych i pod koniec drugiego etapu, zdołał wdrapać się z 56 na 7 miejsce w generalce. Podczas dwóch pierwszych niedzielnych oesów, podskoczył o kolejne dwie pozycje. Jednak od trzeciej lokaty, dającej mu jeszcze szansę na zdobycie tytułu, dzieliło go 9 minut.
Szampan na kanapie

Marcus musiał liczyć na to, że i Xevi Pons, i Manfred Stohl będący odpowednio na 4 i 3 pozycji, będą mieli gigantycznego pecha. Rajdowi bogowie nie byli jednak po stronie Gronholma i zarówno Austriak jak i Hiszpan dojechali bez większych problemów do mety. To oznaczało, że 29 października 2006 roku, Fin stracił matematyczne szanse na dogonienie Loeba w generalce.
Ze swoich wszystkich dziewięciu tytułów, ten Seb świętował w najbardziej nietypowy sposób. Zamiast wiwatów zespołu, salta na rampie mety i imprezy do późna, był kieliszek szampana na kanapie, z teściami i żoną Severine.
Dzięki temu Francuz mógł skupić się na zakończeniu rehabilitacji i powrotu do pełnej sprawności. Plan Loeba, w wypadku trzech zwycięstw Gronholma, zakładał powrót do rajdówki, na kończący sezon Rajd Wielkiej Brytanii. Świeżo po kontuzji, Seb mógłby mieć duże problemy by obronić pierwszą pozycję w klasyfikacji generalnej.
Francuz wrócił na odcinki w styczniu 2007 roku. Pomimo blizny oraz metalowej płytki w ramieniu, nie stracił nic ze swojej szybkości. Wygrał Rajd Monte-Carlo, potem siedem innych rund WRC i po raz czwarty w karierze założył mistrzowską koronę.
Jednak do dzisiaj pozostaje chyba jedynym Mistrzem Świata, który w decydującym o tytule rajdzie uczestniczył, siedząc na fotelu i śledząc live timing.